Po świątecznym odpoczynku życie powoli zaczyna wracać do normalnego rytmu. Wracamy do pracy, do nauki, do obowiązków. Znowu zaczyna się nasz codzienny pościg nie wiadomo dokąd oraz wrażenie ciągłego braku czasu.
Dokąd tak pędzisz?
Dla mnie grudzień był miesiącem przemyśleń. Zrobiłam sobie mały rachunek sumienia. I uświadomiłam sobie, że wpadłam w pułapkę dzisiejszych czasów – przestałam żyć w tu i teraz. Żyłam przyszłością. Skupiona na pracy i realizowaniu zadań pozwoliłam, żeby wiele rzeczy mnie ominęło. Wybierając rzeczy mniej lub bardziej ważne, zaniedbałam te najważniejsze. Pisałam już na ten temat w poście jesteś pewien, że wybierasz właściwie?
Codzienne wybory
Moje codzienne wybory nie zawsze były dobre. Zbyt dużo pracy, ciągłe skupianie się na tym, żeby zrealizować wszystkie obowiązki i odhaczyć na liście zadania do wykonania. Do tego moja multizadaniowość. W tym jestem mistrzem. Bo przecież po co tracić czas na rzeczach bezproduktywnych, kiedy np. sprzątając można słuchać rozmówek i uczyć się języków. I o zgrozo mimo tego i tak miałam wrażenie, że ciągle brakuje mi czasu. Niestety w moim przypadku ten cały pęd sprawil, że straciłam równowagę w życiu. A to odbiło się na moim zdrowiu fizycznym i psychicznym. Skutkiem było przemęczenie, bezsenność i kłopoty z koncentracją. Zaczęłam mieć wrażenie, że się wypalam.
Zacznij żyć w tu i teraz
Dlatego powiedziałam sobie dość. Postanowiłam przywrócić równowagę w swoim życiu. Być bardziej obecną w tu i teraz. Powoli zaczęłam wprowadzać drobne zmiany. Pierwszymi z nich było ograniczenie czasu spędzanego on-line, kładzenie się spać spać przed północą i przeznaczanie codziennie chociaż chwili na odpoczynek. Poszukując metod relaksacji przetestowałam na sobie dwie bardzo fajne metody relaksacji redukujące stres: trening relaksacyjny Jacobsona i trening autogenny Schultza.
W pułapce pędu życia
Zaczęłam zastanawiać się nad tym całym pędem naszego życia. Z jednej strony jesteśmy do tego zmuszeni przez czynniki zewnętrzne, takie jak praca, wymagania rynku, rosnąca konkurencja. Z drugiej strony sami narzucamy sobie mnóstwo obowiązków. Sami wybieramy bycie on-line lub obejrzenie filmu zamiast rozmowy z kimś bliskim albo pobycia przez chwilę sam na sam ze swoimi myślami. Więc czy ten cały pęd nie jest przypadkiem wymówką i formą ucieczki przed swoimi uczuciami czy problemami? Ja zadałam sobie to pytanie. I przyznam, że dało mi porządnie do myślenia.
W związku z tym najbliższym miesiącom, a mam nadzieję już całemu życiu będzie u mnie przyświecała idea uważności i slow life. Zaczęłam zgłębiać te tematy i powoli wprowadzać je w życie. Powróciłam też, po kilku nieudanych próbach do medytacji.
Żyjąc szybko wiele tracimy
Nie zauważamy tego co jest wokół nas. Nie dostrzegamy ludzi, rzeczy, nie dostrzegamy swoich wewnętrznych potrzeb. Zagłuszamy je, udając, że ich nie ma i pędzimy dalej. Dokładamy sobie kolejnych obowiązków i szukamy kolejnych zabijaczy czasu. Aż w którymś momencie coś w nas pęka. Uświadamiamy sobie, że życie przeciekło nam przez palce. Zdajemy sobie sprawę, że nie potrafiliśmy cieszyć się w pełni tym co mieliśmy.
Dlatego warto zacząć już dziś. Zwolnić tempo i rozejrzeć się wokół siebie. Zacząć celebrować każdą chwilę i nauczyć się doceniać ludzi, którzy są obecni w naszym życiu. A przede wszystkim wsłuchać się w siebie, w swoje uczucia i potrzeby. Przestać je tłumić i udawać, że ich nie ma. Pozwolić sobie na podążanie za nimi. Wtedy może okazać się, że spotyka nas wiele wspaniałych rzeczy, a my do tej pory nie zwracaliśmy na nie uwagi.
W najbliższym czasie na moim blogu będą pojawiały się wpisy związane z uważnością, medytacją i ideą slow life. Będę dzielić się z Wami moimi doświadczeniami i odczuciami. Mam nadzieję, że dołączycie do mnie i sami też nauczycie się zwalniać tempo i bardziej celebrować życie. Bo przecież warto, prawda?
A jak to wygląda u Was? Też ulegacie pędowi dzisiejszych czasów czy potraficie celebrować chwilę i wybierać w życiu to, co najważniejsze?
Dziękuję, że jesteś.
Jeśli spodobał Ci się wpis zapraszam Cię do tego, żebyśmy pozostali w kontakcie. Żeby mieć dostęp do wszystkich aktualności możesz polubić mój Fanpage na Facebooku, profil na Google plus oraz śledzić bloga na Bloglovin.
Fajnie to ujęłaś 🙂 I zgadzam się z Tobą.
Ja już jakiś czas temu zdałam sobie z tego sprawę i wzięłam życie w swoje ręce 🙂
Bardzo sie cieszę z tych tematów, już jakiś czas temu zauważyłam, że za dużo chcę, za bardzo jestem ciekawa, za dużo sobie biorę na kark, a po co to wszystko? Coś sie stanie, jeśli nie skreślę wszystkich sześciu zadań z terminarza na dziś (przykładowo). Najważniejsze są sprawy życia i śmierci, wszystkie inne mogą zaczekać. Wciśnięcie w harmonogram godziny ćwiczeń, jeśli moja książka leży odłogiem to dzisiaj nie najlepszy pomysł, zarwanie nocy zresztą też. Czas ustalić priorytety i zwolnić, bo już zadyszki dostaję. Chyba już kiedyś stwierdziłyśmy, że w temacie jesteśmy do siebie podobne? A może się mylę… (?)
Tak, w tych kwestiach jesteśmy do siebie bardzo podobne. Ja też gdzieś ciągle gonię i popadam w „zadanioholizm”. Z jednej strony dobrze być ambitnym i robić fajne rzeczy w życiu, tylko ostatnio często zastanawiam się nad tym czy tak naprawdę daje mi to szczęście? W którymś momencie dla własnego zdrowia fizycznego i psychicznego warto powiedzieć sobie dość. I zacząć ustalać priorytety. W końcu świat się nie zawali, jeśli sobie odpuścimy 🙂
U mnie jest różnie. Czasem pędzę przez życie, a czasem zatrzymuję się w locie i dumam:). Przed świętami zastrajkowałam, odmówiłam udziału w tym szaleństwie, czyli spędzania wielu godzin w centrach szukając prezentów lub w kuchni pichcąc tony jedzenia. Postaowiłam sobie wypocząc i troche sie odciąć od rzeczywistości.
Każdy za czymś goni. Ale jakby przyszło mu odpowiedzieć za czym to wątpię, żeby umiał odpowiedzieć. Bo gonimy za rzeczami wielkimi nie doceniając tych drobnostek,które są na naszej drodze. Dla mnie idealnym sposobem na odcięcie się od tej całej gonitwy jest wysiłek fizyczny. Wymaga ode mnie nie mało 🙂 czasem bardzo dużo 😉 ale pozwala zresetować nie tylko ciało ale też umysł. Czekam na teksty dotyczące slow life. Na pewno coś ciekawego z nich wyduszę dla siebie 😉
staram się zwolnić. bardziej skupić na chwili teraz. docenić ją.
Zajrzałam do obu wpisów o technikach relaksacyjnych – dzięki, na pewno wypróbuję!:)
Polecam 🙂
U mnie to wygląda tak, że czasem lubię ten pęd i multizadaniowość, a czasem zdecydowanie wolniejsze tempo. Czas dla siebie i dla bliskich – tego nigdy nie może zabraknąć 🙂
Dokładnie, to coś na co powinniśmy znaleźć zawsze czas 🙂
Ja czasami lubię zwolnić i spędzić czas z rodzinką bo to oni sa dla mnie najważniejsi 😉
Bardzo mądrze napisane i zgadzam się z Tobą w 100%. W tym pędzie możemy nie zauważyć a przeleci nam większość życia a my nadal nie będziemy szczęśliwi/spełnieni. Tu i teraz od teraz 🙂
Nie mogę sie doczekać wpisów slow life 😉 co do pędu życia zdecydowanie wole spokój i życie w powolniejszym rytmie.
Ja jakiś czas temu również powiedziałam sobie STOP! Dałam sobie więcej czasu na wszystko, odpuściłam trochę obowiązki, gdyż nie wszystko musi być na teraz na już. Od tamtego czasu jestem bardziej wypoczęta, zrelaksowana, choć trochę się rozleniwiłam… Trzeba pamiętać, żeby wszystko było w odpowiednich proporcjach 😉 Pozdrawiam i wytrwałości w zwalnianiu 😉
Dziękuję:) świetnie, że udało Ci się trochę zwolnić 🙂
Pewnie, że warto celebrować życie…nie może być inaczej:)
Powodzenia! A tempo potrafi wytrącić z równowagi, po dłuższym czasie może nastąpić efekt wypalenia, a przede wszystkim oddalamy się od siebie.
To prawda! Dziękuję :*
No właśnie – to tak jak pisałam u siebie o biegu po ruchomych schodach. Zgadzam się z każdym słowem, które tu napisałaś 🙂 Zatrzymajmy się i łapmy chwile, by kiedyś nie było za późno.
Kinga
Niestety z moim ADHD ciągle gdzieś pędzę, ciągle nowej projekty, plany, pomysły… A wystarczy zwolnić na chwilę 😉
Całe życie pędziłam, nadal narzucam sobie duże tempo, ale w przeciwieństwie do przeszłości, dzisiaj potrafię się zatrzymać, docenić i celebrować ważne dla mnie chwile. Uważam to za swój mały sukces, bo tak w ogóle lubię być aktywna, nie znoszę inercji i lenistwa, ale muszę przypomnieć sobie od czasu do czasu, że to, że zwalniam tempo nie oznacza, że stałam się mniej ambitna, pracowita czy chętna do rozwoju tylko dojrzałam do tego, żeby cieszyć się tym co mam.
Właśnie m.in. świąteczna przerwa spowodowała u mnie zwolnienie tempa i tym samym odpoczynek, na który zasłużyłam po dość trudnej końcówce roku. Pozwoliła też uświadomić mi to, że dopóty dopóki pędzimy, nie dostrzegamy tego co dzieje się wokół nas, a czasami są to bardzo ważne zdarzenia, których przebiegu nie da się odtworzyć.
Byłam również wielką fanką multizadaniowości i chyba nadal ją uprawiam, ale po latach doświadczeń mam większą świadomość ich szkodliwości i bezcelowości.
Masz rację z tym, że pędząc nie dostrzegamy tego co dzieje się wokół nas i tym samym możemy bezpowrotnie wiele stracić.
Zgadzam się i też to obserwuję, że trzeba zacząć od siebie. Zmiana myślenia sporo daje.
Hej Sylwia, przybijamy piątkę, bo zdecydowanie przychylamy się do Twojego podejścia. Świat coraz szybciej pędzi do przodu, a my właśnie na przekór powinniśmy zwolnić, rozejrzeć się i docenić ludzi wokół nas. I cieszyć się chwilą 🙂 Takie właśnie idee lansujemy też na naszym blogu, chociaż w trochę inny sposób – zapraszamy 🙂
Dziękuję. To prawda, świat pędzi do przodu i my pędzimy. Ja sama też niestety pędzę, ale powoli uczę się zwalniać 🙂
Ohh, ileż razy przez to przechodziłam. Dojście do punktu, w którym zauważam, że dawno przekroczyłam granicę zapędzenia się w codzienne obowiązki i stres, chwila refleksji, twarde postanowienia, poprawa samopoczucia i znowu powrót do błędnego koła. Ciągle muszę nad sobą pracować, ciągle muszę się pilnować, żeby się nie zapędzić. Treningi autogenne też próbowałam i czasem je stosuje. Do tego kolorowanki – pomaga 🙂 Ale pilnować się muszę non stop, bo obowiązki życia codziennego, okazje i propozycje nie znikają, a mnożą się jak głupie. Jeśli masz jakieś ciekawe artykuły czy książki z kategorii slow life to podeślij je proszę! Może w końcu chwycę się czegoś, co przytrzyma mnie przy wolniejszym życiu trochę dłużej, bo już nie tylko ja psychicznie czuję gonitwę życia, ale przede wszystkim moje ciało – włosy, paznokcie, kondycja. Chcę się na stałe pozbyć tej gonitwy 🙂
… ostatnio wrzuciłam na luz i czuję się z tym świetnie. Ciężko jest ogarnąć wszystko, co się zaplanowało, bo chorujemy na chroniczny brak czasu. Pomimo tego, że nie mam dzieci, cięzko mi było nadgonić ze wszystkim.
Ostatnio powiedziałam BASTA! Biorę na swoje barki znacznie mniej, a wyrabiam ponad 200% dotychczasowej normy 🙂 Wydaje mi się, że sama zmiana nastawienia daje naprawdę dużo.
Powodzenia! 🙂
Też tak sądzę, ze nastawienie jest najważniejsze 🙂
Pozdrawiam
To akurat prawda. Ja ostatnio też trochę wyluzowałam i widzę pozytywne efekty 🙂
Więcej normalności i uśmiechu, mniej sztuczności i wyrachowania wynikających z pogoni za materialnymi rzeczami, które spychają w hierarchii wartości imponderabilia 😉