Ostatnio kilkakrotnie zderzyłam się z rzeczywistością. Na tej konfrontacji lekko ucierpiały moje zasady. Zaczęłam zastanawiać się, czy w dzisiejszych czasach trzymanie się swoich wartości ma jeszcze jakiś sens. A może dla swojego dobra lepiej je sobie zupełnie odpuścić i zacząć żyć tak, żeby było wygodniej i łatwiej?
Warto mieć zasady?
Zdarzają Wam się czasem sytuacje, kiedy zaczynacie zastanawiać się czy warto się starać? Myślicie sobie, po co mam dawać z siebie wszystko, skoro nic z tego nie mam. Po co mam się starać w pracy, skoro zarabiam grosze. Przecież jeśli mój szef ma mnie gdzieś, dlaczego ja mam się przejmować. Jaki sens ma nauka do egzaminu, skoro inni zrobią ściągi i zaliczą go tak samo albo i lepiej. Czy w ogóle warto być uczciwym, skoro w tym kraju każdy kombinuje jak tylko może?
Moment zwątpienia
Po mojej głowie zaczęły ostatnio krążyć takie myśli. Zaczęłam zastanawiać się czy moje wartości mają rację bytu w dzisiejszych czasach. Czy uczciwość, szczerość, pracowitość, odpowiedzialność, poczucie obowiązku i empatia mają sens? A może jedyną rzeczą, jakiej mogę się dzięki nim dorobić, będzie przysłowiowy garb na plecach?
Zwątpienie pojawia się zwłaszcza kiedy patrzy się na ludzi, którzy to co mają zawdzięczają swojej umiejętności „ustawienia” się w życiu. Na ludzi, którzy patrzą tylko na siebie i na to, żeby im było dobrze. I wiedzie im się dzięki temu całkiem nieźle, jeśli nie bardzo dobrze.
Patrząc na to wszystko można popaść w frustrację. Zwątpić w sensowność bycia uczciwym i przestać wierzyć w ludzi. I wiele osób faktycznie tak robi. Powoli, sukcesywnie zaczynają wątpić w swoje wartości. Zaczynają brać przykład z tych, których chwilę wcześniej oczerniali.
Zasady kontra wygoda
Ostatnio też miałam taki moment zwątpienia. Ale wiecie co! Uświadomiło mnie w tym, że nie mam zamiaru podążać za tłumem. Zrozumiałam, że jestem dumna ze swoich wartości. Nawet jeśli czasem gorzej na tym wychodzę, mam świadomość, że w dłuższej perspektywie i tak wygrywam. Bo żyję w zgodzie z samą sobą. Bo traktuję innych tak, jak sama chciałabym być traktowana.
Bo czy to, że byłam kiedyś zdradzona ma być dla mnie powodem do tego, żebym sama zdradzała?
Czy to, że mój pracodawca mnie nie docenia ma być powodem do tego, żebym pracowała byle jak i zaniedbywała swoich klientów?
Czy to, że ktoś inny oszukuje, ma być wystarczającym uzasadnieniem do tego, żebym ja też oszukiwała?
Dla mnie to nie są wystarczające powody. To, że ktoś mnie kiedyś zranił nie oznacza, że ja mam teraz przenosić to dalej, raniąc innych. To, że ktoś jest nieuczciwy nie jest usprawiedliwieniem do tego, żebym ja była nieuczciwa. Ludzie, którzy postępują w ten sposób nie wzbudzają mojego szacunku. Za to jest mnóstwo szczerych, uczciwych osób, które osiągają sukces dzięki swojej ciężkiej pracy. I takich ludzi szanuję. Takich ludzi podziwiam. I tacy ludzie są dla mnie wzorem i inspiracją. Nie chcę wybierać drogi na skróty.
To, że się staram nie znaczy, że dam się wykorzystywać
To, że staram się być uczciwa i profesjonalnie podchodzę do swoich obowiązków nie znaczy, że pozwolę się wykorzystywać. To nie świadczy o tym, że za każdym razem, kiedy ktoś mnie skrzywdzi, nadstawię drugi policzek. Wręcz przeciwnie! Znam swoją wartość i dokładnie wiem co mogę tolerować, a czego nie.
Zawsze będą ludzie, którzy dążą po trupach do celu. Zawsze będą tacy którzy, potrafią „ustawić” się w życiu. Będą też tacy, którzy myślą tylko i wyłącznie o sobie. Być może ktoś nas oszuka, skrzywdzi, zdradzi. Tylko czy warto brać przykład z takich ludzi? Prawda jest taka, że nikt nas nie oszuka, jeśli sobie na to nie pozwolimy. Nie trzeba podążać ślepo za tłumem, żeby wyznaczyć granice tolerancji. Warto zostać sobą i trzymać się swoich wartości. Nawet jeśli przez to trudniej będzie coś osiągnąć w życiu, warto pomyśleć o tym, jaką satysfakcję odczujemy, kiedy faktycznie coś nam się uda.
Nikt z nas nie może zmienić świata, ale możemy zadbać o to kim jesteśmy. Ja głęboko wierzę w to, że dobro zawsze do nas powraca.
A jakie jest Wasze zdanie na ten temat?
Dziękuję, że jesteś.
Jeśli spodobał Ci się wpis zapraszam Cię do tego, żebyśmy pozostali w kontakcie. Żeby mieć dostęp do wszystkich aktualności możesz polubić mój Fanpage na Facebooku, profil na Google plus oraz śledzić bloga na Bloglovin.
Oj to chyba najgorsze co może być, starasz się dajesz z siebie 110% a nic z tego nie masz :/
Często w dłuższej perspektywie czasu okazuje się, że zyskujesz więcej, niż Ci się wydawało 🙂
Podpisuje się pod wytłuszczonym fragmentem. Zostaje sobie niezależnie od wszystkiego i nie podążam ślepo za tłumem. Czasem nie jest to łatwe ale najprzyjemniej zyje w zgodzie ze sobą.
I to jest najważniejsze! Tak trzymaj 🙂
🙂
Zgadzam się z Tobą. Dobro do nas powraca. Kiedyś biłam się z myślami, czy to, co robię ma sens. Chciałam doznać cudu i jakoś osiągać sukcesy bez własnego wkładu. Zrozumiałam jednak, że to bez sensu, że nasza własna praca jest najlepszą drogą do celu. Ludzie, którzy potrafią się ustawić i nie musza się zbytnio starać mają dobrze, ale nie na długo. Wierzę w to, że zarówno dobro, jak i zło do nas powraca. 🙂
Też jestem zdania, że najlepszą drogą do celu jest własna praca. Każde, nawet małe osiągnięcie zawdzięczane swojemu wysiłkowi daje mnóstwo satysfakcji 🙂
Ze swojej perspektywy wiem,że iść przez życie w zgodzie ze swoimi wartościami to czasem droga przez tzw. mękę. Ale jednocześnie życie pokazuje,że tylko to co zdobywamy wielkim trudem, pracą, zaangażowaniem, uczciwością- ma sens.Patrzę w lustro i uśmiecham się do swojego odbicia. To mało?!
To bardzo wiele! Spojrzeć w lustro, uśmiechnąć się do siebie i powiedzieć sobie: jestem z siebie dumna – to jedne z najlepszych rzeczy, jakie możemy sobie dać 🙂
oczywiście, że warto mieć zasady i kierować się własnymi wartościami. Wtedy jest łatwiej żyć, wtedy wiadomo jakimi ścieżkami się poruszać, wtedy też łatwiej być asertywnym.
To prawda, kierując się swoimi zasadami potrafimy być bardziej asertywni:)
Przede wszystkim po co się oglądać na innych? Zawsze jest sens się starać. Bo przede wszystkim robisz to dla siebie.
Dokładnie!
Moje zdanie jest takie, że każdy z nas może zmienić kawałek świata. Może sami tego nie widzimy, ale chcąc nie chcąc, zawsze wywieramy wpływ na nasze otoczenie. Także bycie dobrym przykładem ze swoimi zasadami i wartościami może zrobić coś dobrego 🙂
Masz rację, dając dobry przykład można pozytywnie wpłynąć na otoczenie 🙂
Tak jak ty mam swoje zasady i miewam momenty zwątpienia… ale i tak jestem sobą. Komfort własnej opinii, spokoju ducha i bycie tam, gdzie chcę i jak chcę jest dla mnie najważniejszy 🙂
I tak trzymaj! 🙂
Kochana. podpisuję się pod każdym Twoim słowem, które napisałaś. Sama kiedyś miałam podobne myśli, czy może warto siebie zmienić, bo może wtedy będzie mi się żyło łatwiej. Nic bardziej mylnego. Nasza wartość wyróżnia nas jako ludzi, i co z tego, że czasem musimy więcej pracować na sukces niż inni, niż Ci, którzy mają więcej szczęścia? Możemy być z siebie dumni i z tego co jesteśmy w stanie samodzielnie osiągnąć oraz to, że żyjemy w zgodzie z własnymi przekonaniami. Tylko tak dalej, bo tak jak piszesz, dobro do nas powraca 🙂
Też uważam, że warto być dumnym z tego, co samodzielnie udaje nam się osiągnąć, oraz z tego, że żyjemy w zgodzie z własnymi przekonaniami 🙂
Mam w życiu swoje zasady, ale z trzymaniem się ich już bywa różnie. Chociaż może i to moja natura iść czasami za tłumem, czasami pod prąd, czasami odpuścić, zamiast dać z siebie wszystko, … Człowiek robi tak wiele z automatu, nie zastanawiając się nad tym.
To kiedys w glebokiej komunie tak bylo, czy sie stoi czy sie lezy, 1000 zlotych sie nalezy (nie wiem czy tysiac, ale pamietam, ze byl rym). We wszystkich czasach sa ludzie ktorzy ida po trupach, albo robia wszystko na pokaz, ale ja jednak wierze, ze dobrze miec zasady dla siebie samego, kiedys w koncu to zacznie poplacac, bo ci co jada na samej opinii i robieniu wokol siebie duzo szumu, w koncu sie na tym przejada. Mam nadzieje. Oj tez mam takiego kolege (a raczej szefa) w pracy, co tylko pracuje na pokaz, gdy ci, co sa nad nim patrza, reszte czasu zbija baki i psuje krew innym. Pozdrawiam serdecznie Beata
Staram się cały czas i postępuję zgodnie ze swoimi zasadami. Nigdy tego nie żałuję, choć bardzo często, podobnie jak Ciebie, wkurzają mnie ludzie, którzy wykorzystują innych do swoich celów myśląc, że tego nie widać.
Nie wiem jak można żyć nie będąc wiernym sobie, nie trzymając się swoich wartości. Jeśli inni tego nie rozumieją czy nie doceniają trudno. Z czasem to zrozumieją. Do ustawienia się (jak piszesz) nie wystarczy spryt i łut szczęścia. Potrzebna jest też inteligencja, ambicja, wizja, konsekwencja i pracowitość. Nie wydaje mi się, żeby Ci co się tak ślizgają mieli szczęśliwe i satysfakcjonujące życie. Jakoś je przeżyją, a ja nie chcę żyć jakoś. Chcę żyć ciekawie, rozwojowo, wesoło i w zgodzie ze swoimi marzeniami. Chcę być szczęśliwa.
To prawda, nie warto żyć jakoś, warto żyć szczęśliwie i w zgodzie z samym sobą 🙂
Zgadzam się z Tobą całkowicie. Dla mnie również uczciwość jest na pierwszym miejscu. Chociaż w życiu spotykałam takich co oszukiwali i dobrze się na tym ustawiali. Ale ja taka nie jestem.
Ja tak nie chcę i nie godzę się, żeby taki był mój świat. Jeżeli nie jestem w stanie go zmienić sama będę robić tak, jak bym chciała aby było dookoła mnie.
Dokładnie, nawet jeśli nie możemy zmienić świata wokół nas, możemy zmienić swój. I zdecydowanie warto to zrobić 🙂
Czasem ciężko się powstrzymać przed zwątpieniem w swoje zasady. Czasem zdarzały mi się sytuacje, kiedy ktoś kto oszukiwał wychodził na wszystkim najlepiej i wtedy zawsze myślałam, że na cholerę mi ta uczciwość ale jakbym oszukiwała to czułabym się zdecydowanie gorzej.
Po co mam się starać w pracy, skoro zarabiam grosze? Według mnie – po to, żeby zyskać doświadczenie, umiejętności, rozwinąć siebie i móc pójść w inne miejsce, w którym mnie w końcu docenią. Ale też po to, żeby samemu czuć się ze sobą dobrze. Jaki sens ma nauka do egzaminu? No mniej-więcej taki, że ta wiedza zostanie w głowie. Tłum też ma swoje racje. To, że ktoś potrafi się „ustawić” to przecież nic złego. Jeśli jest mu dobrze, wykorzystuje tę sytuację i pasuje to też np. jego przełożonemu to czemu nie? Nie widzę celu gloryfikowania „ciężkiej pracy” w sensie takim, że – okej, ciężko pracuję, ale nie po to, żeby mi potem w życiu było jeszcze ciężej i żebym mogła mówić jak mi ciężko, tylko właśnie po to, żeby przyszedł moment, w którym będę mogła się za tę ciężką pracę „ustawić”. Jeśli moja praca, nauka i wkład mają służyć tylko budowaniu poczucia, że „o, jestem bardziej ambitna, pracowitsza, a przez to lepsza od tej masy, co robi ściągi” no to nie tędy droga 🙂
Świetnie to napisałaś! Masz rację, warto ciężko pracować, ale z myślą, że robimy to dla siebie, dla własnego rozwoju i dla realizacji swoich celów, a nie dla użalania się nad sobą i i doszukiwania się niesprawiedliwości w świecie.
Popieram Cię w całej rozciągłości. Jak większość, przeszłam również przez takie momenty zwątpienia – na szczęście obronną ręką. Między innymi w pracy, gdzie człowiek jest po prostu pionkiem w ręku gracza. Próbowałam obrażać sie na pracę i snułam się po korytarzach z nadąsaną miną. Wkrótce zauważyłam, ze takie zachowanie uderza najbardziej we mnie samą. Dla mnie jedyną słuszną zasadą postepowania jest dzisiaj: wstać rano z uśmiechem, ułożyć sobie w myślach fajny scenariusz dnia i iść przez niego z radością, bez względu na takie czy inne otoczenie. Sama decyduję jak chcę się czuć, a wiadomo, lepiej jest czuć sie radośnie 🙂 Nawet jako pionek.
Dokładnie tak. To my sami decydujemy o tym jak się czujemy. Ja też wybieram dobre samopoczucie 🙂
„Bo czy to, że byłam kiedyś zdradzona ma być dla mnie powodem do tego, żebym sama zdradzała? Czy to, że mój pracodawca mnie nie docenia ma być powodem do tego, żebym pracowała byle jak i zaniedbywała swoich klientów? Czy to, że ktoś inny oszukuje, ma być wystarczającym uzasadnieniem do tego, żebym ja też oszukiwała?” – podpisuję się obiema rękami.
Mam dokładnie takie samo zdanie jak Ty. Ludzie na świecie są różni, choć w dzisiejszych czasach łatwiej o tych, którzy nie mają żadnych zasad i jedyne na czym im zależy to osiągnięcie zamierzonego celu. Działając uczciwe nieraz się z nimi „przegrywa”, jednak moim zdaniem zgoda ze samym sobą, ze swoim sumieniem i przestrzeganie swoich zasad jest ważniejsze i cenniejsze 🙂
Ja już garba mam i twardą dupę-właśnie przez te zasady. Było by łatwiej ich nie mieć i podążać za tłumem- ale ja jakoś nie potrafię.
I dobrze! Tak trzymaj 🙂
Ja myślę tak, że zasady nasze własne, narzucane nam nie z musu, ale dlatego, że wynikają z nas samych, z naszego wnętrza mają sens. Można się im przeciwstawić, ale nigdy człowiek nie będzie czuł się dobrze, poza tym to droga na skróty…i efekty uzyskane w ten sposób nie cieszą
Zgadzam się z Tobą
Sylwio, żyjąc w zgodzie ze swoimi wartościami, żyje się w harmonii. Dla jednej osoby tymi najważniejszymi wartościami będzie uczciwość, odpowiedzialność, empatia (tak, jak m.in. u Ciebie i u mnie), dla innej osoby mogą to być pieniądze, kontakty i sława. Co to znaczy, że takim osobom żyje się lepiej? Bo wygodniej, bo mogą sobie kupić wszystko, co chcą, jechać na wakacje dookoła świata, mają dużo znajomych? Tylko, że za te pieniądze (jeśli zostały zdobyte nie do końca uczciwie), nie odkupią spokoju sumienia. Mogą mieć „przyjaciół swoich pieniędzy”, a nie siebie, jako człowieka. A co, jeśli pewnego dnia stracą wszystko, do czego się przyzwyczaili? Niestety znam sporo takich osób, które pracując na najwyższych stanowiskach, jednego dnia pozbawili się kilkudziesięciotysięcznych dochodów. A tu kredyt trzeba zapłacić, dzieciom szkołę prywatną, zajęcia dodatkowe, oddać luksusowy samochód służbowy itd. Fajnie? Szczerze, to nie zazdroszczę.
Joanna Malinowska-Parzydło w swojej książce „Jesteś marką” (szczerze polecam tę lekturę, zwłaszcza przy takich wartościach, jakie Ty wyznajesz) napisała „Jeśli uwierzymy, że jesteśmy ważni dla innych dzięki temu, jakie logo widnieje na naszej wizytówce – to co się stanie, kiedy zostaniemy go pozbawieni”.
Inna sprawa jest taka, że robienie czegoś po to, by otrzymać coś w zamian ma dwojaką naturę. Zasada coś-za coś sprawdza się np. w pracy – pracuję sumiennie, osiągam cele, to należy mi się adekwatne wynagrodzenie. I o tym warto mówić szefowi, a nie czekać, aż sam się domyśli. Z kolei pomoc innym i oczekiwanie czegoś w zamian (np. akceptacji, czy pochwały) może być zgubne. Polecam zadbanie w pierwszej kolejności o akceptację siebie. Wówczas pomoc innym stanie się bezinteresowna. A dobro wysyłane „w świat”, prędzej, czy później i tak wróci. Niekoniecznie od tej samej osoby.
Podoba mi się Twoje podejście i właśnie ta uczciwość, prawość, zasady, odpowiedzialność. Nie bądź Sylwio taka, jak inni. Bądź taka, jaka Ty chcesz 🙂 Jedyna w swoim rodzaju i dzięki temu wyjątkowa 🙂
Marto dziękuję Ci za te słowa oraz za polecenie książki. Bardzo chętnie ją przeczytam:)
Dobro do nas powraca – to fakt, ale uważam, ze trzeba się tez szanowac, to wynika z miłości do siebie, dbałości o to, by inne osoby nas nie skrzywdzily. Ja niestety nie jestem zwolennikiem dawania drugiej osobie ciagle nowych szans…
Życie w zgodzie ze sobą, według mnie to sprawa najważniejsza. W swoim życiu poznałem sporo osób i jedno wiem na pewno. Wszyscy albo żyją w zgodzie ze sobą, albo żyć będą. Na wszystko potrzeba czasu. Jedni gonią za pieniędzmi, układami, przekrętami i oszustwami – to ich nakręca – czy są w zgodzie ze sobą – często, myślą że tak. Po latach zaczynają rozumieć. Czasami te wartości, które powinniśmy pielęgnować od małego, pojawiają się w nas po wielu latach, bardzo często są wynikiem przeżycia czegoś wielkiego.
To co napisałaś powyżej. Czy my też powinniśmy krzywdzić, jeżeli ktoś nas skrzywdził. Zapewne rządzącym taka kolej rzeczy by się podobała, ludzie by nie myśleli, po prostu naśladowali by innych. Niestety, często tak się dzieje. Ja uważam jednak, że to do niczego nie prowadzi. Super – znam gościa, który ma patent na oszukiwanie, świetnie zarabia, żyje mu się całkiem dobrze, a ja znam jego tajniki. No cóż – mógłbym to robić, tylko czy ja się do tego nadaje – nie sądzę. Czy ja chciałbym sam siebie z tego rozliczyć – na pewno nie. WIęc tego nie robię.
Robię za to swoje. To co lubię, to co daje mi frajdę. Nie słucham ludzi, szczególnie tych, którzy znajdą tysiąc negatywów w moich działaniach – mam ich w dupie, oni nic nie robią, a jeżeli już coś robią – jest to kopią ich znajomych. Więc nie chodzę w miejsca, które mi nie odpowiadają, nie oglądam filmów, których nie lubię, tylko po to by „być jak on”. Nie. Mam swoje życie i swoje wartości, które są piękne. Obserwuję jak dojrzewają z każdym dniem i ewaluują w tą (moim zdaniem) lepszą stronę.
Udawanie kogoś kim się nie jest – nigdy nie będzie dobre. 😉
Dziękuję Ci za ten komentarz 🙂
Masz dużo racji w tym, każdy prędzej czy później zaczyna żyć w zgodzie ze sobą. Im jesteśmy starsi tym bardziej zaczynamy zdawać sobie sprawę z tego, co naprawdę jest dla nas ważne w życiu.
I mnie się bardzo często wydaje, że ja i moje wartości oraz przekonania nie pasujemy do tego świata…Mam lat 30+ , jestem jak to się ładnie mówi kobietą po przejściach. W tym roku podjęłam wiele ważnych decyzji dla siebie, by żyć w zgodzie z własnymi przekonaniami. Nie jest to łatwe, samotność bowiem łatwa nie jest ale lepsze to niż oszukiwanie siebie i innych.Nie szłam nigdy „po trupach”, nie mam za wiele ale to co mam(czyli wiele jak dla mnie), zawdzięczam sobie i własnym wartościom 😉 Dłuzej to idzie, ale idzie 😉
I właśnie z tego powinnaś być dumna 🙂
Ja zawsze wierzę w karmę. Wierzę, że prędzej czy później wróci do nas to co sami dajemy światu. Dlatego staram się zawsze pomagać innym i w ogóle być dobrym człowiekiem 🙂 pozdrawiam, Joanna
Wydaje mi się warto żyć w zgodzie z sobą i być ok. To do co dajemy innym wraca, to co dobre i to co złe. Przynajmniej,jeśli żyje się ze sobą w zgodzie można sobie spojrzeć w oczy. Niestety tylko często spotykam osoby, które nie liczą się z drugim człowiekiem, to przykre, jednak wierze, że mimo wszystko warto być uczciwym.
Autorka opisała skutki mechanizmów, ja wam natomiast zdradzę sam mechanizm społeczny, na którym to wszystko się opiera.
Główną motywacją człowieka jest wiara.
Może to być wiara religijna, lub wiara w każdy inny cel, idee, potrzebę realizacji popędów.
Jedno co jest pewne, to to, że bez wiary w realizację naszego celu, naszego interesu nie mielibyśmy motywacji do działania w żadnym aspekcie życia. Np. po co stosować się do poleceń z Biblii skoro nie wieżę w życie wieczne, po co iść do szkoły skoro nie wierzę, że po szkole mam szanse na prace, po co szukać pracę w danej branży skoro nie wieże w to, że taką znajdę. W końcu to była byt tylko strata czasu.
Natomiast jeśli posiadam wiarę, w możliwość np. znalezienia lepszej pracy po szkole to w tym momencie uszykuję motywację do jej ukończenia.
Jednak wiara może być prawdziwa lub fałszywa, jeśli wierzę w to, że jestem tak uzdolniony matematycznie, że podchodząc do egzaminu na studiach jestem w stanie bez nauki dostać piątkę, a dostanę jedynkę, to znaczy, że moja wiara była fałszywa, a zarazem wymuszała metody działania, które były nie dostosowane do wyniku w jakim był upatrywany cel wiary.
Podobnie jest z wiarą w Boga, gdzie życie wieczne stało się celem, a metoda działania jest zawarta w Biblii.
Ta wiata również może być prawdziwa lub fałszywa, przy czym w tej sytuacji niemożliwość weryfikowania takiego twierdzenia jest absolutna.
Uznane metody, które interpretujemy z pisma, lub od teologów również mogą nas bardziej lub mniej przybliżać do celu o ile w ogóle sam cel jest realny.
Zauważyć trzeba, że we wspólnocie jednej religii, w rzeczywistości każdy wierzy w coś po części innego. Jedni uznają autorytet księża inni mniej, jedni uznają, że sex poza małżeński jest grzechem inni nie, jedni powiedzą, że homoseksualizm jest ok, inni będą go piętnować, tutaj miesza się sfera poglądowa indywiduów z teologiczną misją kościoła, która również podlega temu samemu mechanizmowi. Mechanizmowi, podziału na różne systemy o różnej funkcjonalności. Tak tworzą się właśnie systemy autopoietyczne. Czyli takie, które się dzielą na coraz to bardziej zróżnicowane funkcjonalne części środowiska, podlegające mechanizmowi ewolucji wynikającej z oddziaływanie otoczenia zarówno tego materialnego jak i informacyjnego. Dzięki samej obserwacji wzrasta możliwość zmiany poglądów, założeń, dogmatów, struktur itd… a to co możemy obserwować to nasze otoczenie, które podlegało tym samym mechanizmom, ale za to innym warunkom, które prowadziły do odmiennej ewolucji społeczeństw i ludzi którzy w nim żyli, przez co różnice kulturowe są tak znaczące, a obecnie się zacierają, gdyż wzrosła możliwość obserwacji jednej kultury przez inną kulturę, co powoduje tworzenie się nowych zachowań społęcznych i zewnętrznych relacji zgodnych z założeniami kulturowymi, czy też społeczną przychylnością lub mentalną bliskością danych społeczności.
Dlatego w tej sferze poglądowej wszyscy jesteśmy bardzo zróżnicowani, a tego zróżnicowania często nie zauważamy z jednego istotnego powodu.
Mianowicie ludzie upraszczają rzeczywistość bo nie są w stanie zrozumieć tak złożonego świata opartego na tak wielu relacjach systemowych, środowiskowych i międzyludzkich.
Wszyscy upraszamy świat do pewnych określeń, poglądów, wyrazów, symboli, dzięki czemu możemy się łączyć w większe związki społeczne. Te związki społeczne wynikają z lepszej możliwości współdziałania w przypadku zagrożeń z otocznia, dlatego też struktury społeczne od rodziny po przez plemiona, księstwa i narody, aż do związków międzynarodowych, wynikały z poczucia wspólnego interesu, polegającego na zwiększaniu bezpieczeństwa i potencjału jednostek.
mat czym jest informacja, to mówiąc do kogoś, że żyjemy
Do czego zmierzam, mianowicie, to jak rozumiemy wartości u danego człowieka wynika z naszego interesu, lecz nasz interes jest również interesem społecznym, gdyż występuje tutaj sprzężenie zwrotne. Bez społeczności i relacji międzyludzkich cały ten dzisiejszy stan, dobrobyt i w miarę pokojowe nastawienie nie było by możliwe. Celem każdej istoty, a nawet każdego przedmiotu rzeczywistego jest istnienie, nawet kamień nagrzewany do jakiejś temperatury będzie stawiał opór oddając ciepło na zewnątrz, aż do momentu, gdy jego tolerancja na ciepło nie wytrzyma i rozpadnie się na bardziej optymalne, ale mniej zorganizowane i złożone struktury zdolne do innych połaczeń i uzyskiwania innych relacji. To samo dotyczy wartości, są one po to, aby utrzymać systemy społeczne w jak najlepszej stabilności, dlatego ludzie określający te wartości piętnują tych uczestniczących w „wyścigu szczurów po trupach do celu” do czego już się nie będę odnosił, ale z czego ten wyścig wynika, to ten kto doczytał do końca może się już pewnie domyśla.
Do tego nie, można podchodzić jedynie z punktu widzenia jednostki funkcjonującej w ramach danego otocznia. To na ile my czujemy się skrzywdzeni oraz to na ile inni „oprawcy” mają poczucie krzywdzenia jest złożonym zagadnieniem. Często też nie rozumiemy, że pewne zachowania, są wymuszone przez zachowania innych np. presja sukcesu wbijana do głowy przez rodzinę.
Istotne jest też to, że często nie rozumiemy, struktura decyzyjnych, gdyż jest zbyt mała transparentność, lub podejmowane decyzje są niewłaściwe, nie patrzymy na zagadnienie długo-terminowo, lub uznajemy, że i tak byśmy zrobili to lepiej.