Jak często używasz słowa „muszę”? Ja jakiś czas temu uświadomiłam sobie, że wypowiadam je zdecydowanie zbyt często. „Muszę zrobić pranie”, „muszę iść do pracy”, „muszę napisać wpis na bloga”, „muszę poćwiczyć”, itd. Podobnie było ze słowem „powinnam”. „Powinnam bardziej się postarać”, „powinnam to wiedzieć”, „powinnam zdrowiej się odżywiać”…
W pułapce zadań
Przyznam, że zaczęłam zastanawiać się nad tym, jak często mówię do siebie, że muszę coś zrobić, po przeczytaniu artykułu na ten temat. Wcześniej nie zwracałam aż tak dużej uwagi na to, w jaki sposób mówię o rzeczach, które mam do zrobienia. Zaczęłam baczniej przyglądać się sobie i zdałam sobie sprawę, że żyję pod ciągłą presją i przymusem. Mój dzień był podzielony na zadania, które „musiałam” wykonać. Kiedy nie udało mi się zrobić czegoś z mojej listy danego dnia, czułam zdenerwowanie i wyrzuty sumienia. Bo nie dość, że „powinnam” się lepiej zorganizować, to jeszcze będę „musiała” zrobić to następnego dnia. A przecież wtedy „powinnam” robić już coś innego.
W ten sposób wpadłam w błędne koło. Kiedy czegoś nie wykonałam miałam poczucie winy. To uświadomiło mi, że traktowanie wszystkiego jako przymus i narzucanie sobie niepotrzebnych powinności sprawia, że czuję na sobie dużą presję. Presję, która ogranicza moją spontaniczność i zaczyna kierować moim życiem. Jednym słowem wpadłam w pułapkę zadań.
Presja a negatywne nastawienie
Narzucając sobie powinności łatwo można zapomnieć o tym, co jest naprawdę ważne w życiu. Przymus, który zaczynamy odczuwać wyznacza to jak wygląda nasz dzień. Sprawia, że czujemy się więźniem obowiązków. Postrzegamy życie jako ciągłą pracę i powinności. Zaczynamy mieć negatywne nastawienie do życia. Nie dajemy sobie możliwości wyboru, bo ciągle czujemy że musimy zrobić to czy tamto.
To Ty decydujesz
A prawda jest zupełnie inna. Tak naprawdę każdy z nas ma wybór. Oczywiście żeby zarabiać pieniądze trzeba pracować, trzeba też zajmować się dziećmi czy zadbać o dom. Jednak podchodzenie do obowiązków w kategoriach „powinienem” i „muszę” odbiera tylko radość z życia. Bo co się stanie jeśli danego dnia nie ugotujesz obiadu albo nie wyprasujesz ubrań? Świat nie zawali się z tego powodu. Obiad można zamówić albo można zjeść kanapki, a ubrania – no cóż w najgorszym wypadku ubierzesz niewyprasowane 😉
„Muszę” zabiera Ci więcej niż myślisz
Trzymając się kurczowo tego, że coś musimy zrobić wiele tracimy. Przede wszystkim tracimy spontaniczność i umiejętność cieszenia się małymi rzeczami. Ciągle z tyłu głowy słyszymy głos, który mówi nam, że coś musimy zrobić. Głos, który nie pozwala cieszyć się błogimi chwilami. Nie pozwala zmienić planów, pozwolić sobie na spontaniczną kawę z przyjaciółką czy beztroskie zabawy z dziećmi. Bo przecież są ważniejsze obowiązki, które muszą zostać wykonane! Przecież powinniśmy zrobić coś bardziej pożytecznego w tym czasie.
Tylko co jest bardziej pożyteczne? Pranie, sprzątanie, gotowanie, praca, a może nauka, rozwój lub czytanie książek? Owszem te rzeczy są istotną częścią życia, ale czy ważniejszą niż własne zdrowie, rodzina, przyjaciele, albo po prostu dobre samopoczucie?
Mogę, chcę, zrobię
Słowa „powinienem” i „muszę” kojarzą się z sytuacją bez wyjścia. Z czymś, czego nie można zmienić ani odłożyć na później. Mamy wrażenie, że coś zostało nam narzucone z góry i nie mamy na to większego wpływu.
Pierwszym krokiem do tego, żeby przestać czuć na sobie ciągły przymus jest wyeliminowanie tych słów. W zamian za nie lepiej używać słów: „mogę”, „chcę” lub po prostu „zrobię”, bez dodawania słowa „muszę”.
Ja zaczęłam kontrolować swój sposób myślenia o obowiązkach. Zastąpiłam słowo „muszę” słowami „mogę”, „chcę” i „zrobię”. A kiedy w mojej głowie pojawia się myśl, że muszę lub powinnam coś zrobić, zadaję sobie pytania: „muszę albo tylko tak mi się wydaje? Co się stanie jeśli tego nie zrobię.” Wtedy okazuje się, że większość tych wszystkich „muszę” narzuciłam sobie sama. I tak naprawdę może być tylko jedna konsekwencja tego, że nie zrobię którejś z tych rzeczy – są nią moje wyrzuty sumienia, że nie wywiązałam się z narzuconych sobie obowiązków.
Ten prosty zabieg sprawił, że czuję na sobie zdecydowanie mniejszy przymus niż wcześniej. Daję sobie więcej luzu i pozwalam sobie na więcej spontaniczności. Owszem, czasem pojawiają się wspomniane wyrzuty sumienia, na szczęście już o wiele mniejsze niż kiedyś.
Sposób w jaki podchodzimy do rzeczy, które mamy do zrobienia ma znaczący wpływ na nasze nastawienie do życia. Uświadamiając sobie, że tak naprawdę sami decydujemy o tym, co chcemy zrobić, a co nie zaczynamy czuć się wolni. I to wcale nie musi oznaczać, że teraz zaczniemy wszystko olewać. Wręcz przeciwnie. Kiedy zaczynasz patrzeć na to co masz do zrobienia, nie jak na przymus, tylko jak na coś co możesz, ale nie musisz, nabierasz więcej ochoty, żeby to zrobić. Idzie Ci to sprawniej i zdecydowanie mniej ”boleśnie.”
Chcesz trwale zmienić nastawienie oraz pozbyć się negatywnych myśli? Zajrzyj również do poprzednich wpisów:
- jak zmienić nastawienie i zacząć myśleć pozytywnie?
- zmiana nastawienia #1 odpowiedz sobie na jedno pytanie
- zmiana nastawienia #2 zacznij kontrolować swoje myśli
- zmiana nastawienia #3 przestań używać słowa problem
- zmiana nastawienia #4 przestań mówić nie dam rady
Ja też ostatnio zaczynam odczuwać, że to na mnie nie działa. Nakładanie na siebie kolejnych obowiązków obciąża mnie na tyle, że zaczynam się gubić i nie wiem co tak naprawdę mam do zrobienia. Znalezienie odpowiedniego systemu działania nie jest wbrew pozorom takie proste jakby mogło się wydawać. Choć wokoło nas jest mnóstwo różnych porad. Może uda się znaleźć jakieś pomocne i skuteczne rozwiązanie 😉
To prawda, znalezienie skutecznego rozwiązania nie jest takie łatwe. Masz świadomość, że nakładasz na siebie zbyt wiele obowiązków, a to już pierwszy krok do tego, żeby coś z tym zrobić.
Mi pomogło spojrzenie prawdzie w oczy i uświadomienie sobie, że jestem „zadanioholikiem”. Zrozumienie, jak to wpływa na mnie było tym, co zmobilizowało mnie do tego, że zaczęłam małymi kroczkami wprowadzać zmiany.
Ja stosuję tę metodę już od dawna 🙂 chociaż nie zawsze wychodzi, ale wtedy zawsze mówię sobie „cholera, Ty nic nie musisz, Możesz to zrobić a nie musisz”
Pozdrawiam
Ja sobie robiłam listy zadań do zrobienia przez jakiś czas… I byłam mega zirytowana, gdy okazało się, że muszę zrobić 20 rzeczy, a mam czas tylko na 10. Straszne, nie polecam.
Ja też nie jestem zwolenniczką list zadań. Owszem, warto zapisać 2-3 najważniejsze rzeczy, które mamy do zrobienia danego dnia, ale takie szczegółowe listy wprowadzają bardzo dużą presję i powodują frustrację.
Za dużo obowiązków i muszę i od razu połowy rzeczy się nie robi. Lepsze jest samo działanie i zmniejszenie tego wszystkiego do zdrowego minimum.
Bardzo przydatny wpis. Choć ja przeginam w drugą stronę, bo przez to, że nic nie muszę, bywają takie dni, że mało co udaje mi się zrobić z tej mojej listy zadań. Kwestia motywacji, która jeśli nie pochodzi z narzuconego sobie „muszę”… to musi pochodzić skądinąd, bo przecież trzeba się kiedyś zabrać do tej pracy, zmywania itd 😉 Samodyscyplina! wszyscy jej potrzebujemy 🙂
To też prawda z samodyscypliną. Przegiąć można w każdą stronę, najważniejsze, to umieć zachować zdrowy rozsądek pomiędzy tym co trzeba i tym, czego tak naprawdę nie trzeba robić 🙂
To jakich słów używamy ma faktycznie ogromny wpływ na nasze życie. Ja wiele czynności traktuję jako muszę, jednak staram się przed samym sobą mówić o nich inaczej. Mówię sobie „masz przywilej napisać kolejny wpis”. To może brzmieć idiotycznie (dlatego póki co nie mówię tak na głos 😉 ) jednak wprowadza mnie w dużo lepszy stan, gdzie jestem wdzięczny za to że mam bloga, że ileś osób regularnie na niego zagląda i wpis nad którym dziś usiądę może komuś pomóc – odmienić jej życie. Z takim nastawieniem nawet rzeczy „muszę” robię z przyjemnością. 🙂
Dawid
Masz świetny sposób na zmianę nastawienia wobec wszelkich muszę. I co najważniejsze skuteczny 🙂
Szczerze…rzadko używam tego słowa. Raczej mówię „chcę”….Gdy natomiast czuję, że „muszę”, buntuję się. Ot taka jestem. Więc muszę siłą rzeczy coś zmienić, żeby zacząć działać.
Jak zwykle cenny post. Wszystko zaczyna się w głowie. i w sumie to dobrze
Grunt to uświadomić sobie, że ma się wybór i jak wiele znaczą słowa, które kształtują myśli, myśli wpływają na postawy, a postawy na czyny… 🙂
Ważne jest to jak do siebie mówimy. Jeżeli mówię „muszę”, to żyję pod przymusem. Może warto w takich sytuacjach pytać, dlaczego chcę to zrobić? Pozmywam naczynia, bi lubię mieć czysty zlew, ale zrobię to rano, bo lubię wcześnie chodzić spać. Z przymusu przechodzę na lubienie. Niestety, muszę jest głęboko wdrukowane w umysł i niełatwo się go pozbyć…
Zastąpienie słowa muszę pytaniem, dlaczego chcę coś zrobić zmienia podejście do wielu rzeczy. Masz rację, nie jest łatwo pozbyć się wszelkich „muszę”, ale świadomie kontrolując się przez jakiś czas można zdecydowanie zmniejszyć użycie tego słowa i presję jaką na nas wywiera.
Masz rację, wcale nie muszę dziś posprzątać… po prostu chcę to zrobić! 🙂
Nigdy nie zastanawiałam się nad tym. Słów muszę i powinnam używam bardzo często i wcześniej nawet nie zwracałam uwagi jaki negatywny wydźwięk mają te słowa. „Muszę” to zmienić 😉 Pozdrawiam
Sylwia, ja mam świadomość potrzeby wyrzucenia słowa muszę z mojego słownika, co niekoniecznie przełożyło mi się na wyrzucenie go z mojej głowy. Zdałam sobie z tego sprawę dopiero wczoraj, podczas sesji coachingowej. Bo nawet jak mówię chcę to pewne rzeczy odczuwam jako obowiązek. Zdarza mi sie ich nie zrobić ale wtedy wpadam w pułapkę zawiedzionych spojrzeń mojej rodziny 🙂 i teraz chyba kolejny krok to poćwiczenie asertywności względem mojego wewnetrznego straszka, który siedzi we mnie 🙂 Miłego weekendu!
Oj tak presja na wykonanie zadań na nas ciążących wiążę się ze słowem muszę. Ja też zdecydowanie za często tego używam. Chcę lepiej brzmi i od razu jakoś tak lepiej się działa 🙂
Faktycznie – nastawienie ma ogromne znaczenie. Dzięki odpowiedniemu podejściu jesteśmy w stanie działać o wiele sprawniej. 🙂
Dziękuję za ten tekst! Zdecydowanie słowo „muszę” odbiera radość, wystarczy myśleć innymi kategoriami. Niby trudne, ale jednak nie tak bardzo. Zrozumiałam to już jakiś czas temu, że ten nasz pęd jest wynikiem naszych decyzji i miliona zadań narzuconych sobie samym. Na szczęście u mnie opamiętanie przyszło względnie szybko 🙂
Zdarza mi się, że łapię się na „muszę”, ale równie obciążające jest dla mnie „powinnam”. Wolę „chciałabym”, „fajnie byłoby”, „chętnie zrobię”. Nad tym cały czas pracuję.
Tekst BOMBA! Zdecydowanie zmiana nastawienia pomaga w 100%
Od dłuższego czasu własnie pracuję nad tym, aby „Muszę” zmieniać na „mogę i chcę”. Nie jest łatwo,ale widzę ogromną różnicę!
Nie od dziś wiadomo, ze istnieje takie coś jak potęga podświadomości 🙂
Oj istnieje, istnieje, ja już nie raz się o tym przekonałam 😉
Ja dopiero jakiś czas temu uświadomiłam sobie, jak wiele jest tego „muszę” w moim życiu. Odkąd się kontroluję nadal dość często łapię się na tym, że z przyzwyczajenia mówię lub myślę, że muszę coś zrobić. Takie automatyczne przestawienie się i powiedzenie sobie: „hallo! musisz czy chcesz to zrobić?” zdecydowanie zmienia nastawienie 🙂
Obracamy się dokładnie w tych samych obszarach 🙂 Mnie też ostatnio zainteresował opór wynikający z używania „muszę” . Nie wiedziałam tylko, że jest na to teoria – teoria reaktancji 🙂
Bardzo dobrze, że o tym piszesz, ostatnio na wielu blogach zauważam, że autorzy/autorki przełamują takie stereotypowe myślenie o tym, że „aby coś osiągnąć, trzeba nieustannie działać”. To trochę pułapka naszej cywilizacji sukcesu – zewsząd słyszymy motywacyjne komentarze różnych coachów i nie-coachów, którzy twierdzą, że trzeba sięgać po marzenia, ciągle dążyć do celu. No trzeba, tylko jeśli zapomni się w tym dążeniu o sobie samym, można co najwyżej skończyć w szpitalu… Warto robić w życiu tylko to, co chce się robić, przymuszanie się do czegokolwiek nie ma chyba sensu.
Dokładnie tak. Warto wsłuchać się w siebie i zamiast gonić za innymi i tempem dzisiejszego świata, warto zastanowić się co dla nas samych jest ważne. Czego my chcemy dla siebie. I na tym skupić swoje działania.
Nienawidzę słowa ,,muszę”. Drażni mnie jak, ktoś w ten sposób do mnie mówi.
To tak jakbyśmy nie mieli swojego zdania tylko musieli kogoś słuchać. Co to za życie jak jest ciągła nagonka na to muszę to , muszę tamto. Ja wolę to zastąpić słowem CHCĘ. I już lepiej się czuję bo ja chcę, a nie muszę. Tekstem trafiłaś w sedno- jest świetny.
Pozdrawiam 😉